Przeskocz do treści
My z „Marcinka”

Adamski Ireneusz – szef poznańskiego oddziału IPN (matura 1973)

artykuły, wspomnienia, inne materiały
sylwetka tygodnia : Ireneusz Adamski

Szef poznańskiego oddziału IPN, instytutu, który po ujawnieniu tzw. listy Wildsteina przeżywa prawdziwe oblężenie - do budynku przy ul. Rolnej codziennie przychodzi teraz po kilkadziesiąt osób, by złożyć wniosek o ujawnienie teczki. Sam Adamski do swojej teczki jeszcze nie zaglądał, ale zapewnia, że w IPN został starannie "zlustrowany" przez UOP i ABW.

Jest absolwentem poznańskiego "Marcinka" i Wydziału Prawa UAM. Studiował w latach 1973-1979 i już wówczas był zaangażowany w działalność opozycyjną: na kserografie Biura Projektów Budownictwa Wiejskiego przy Piekarach powielał wydawnictwa emigracyjne.

Był współzałożycielem i redaktorem podziemnego "Obserwatora Wielkopolskiego". Pracował też jako szef Studia Filmów Animowanych w Poznaniu. - Jak tylko mógł, dawał nam - bezrobotnym kolegom - zarobić. Ja zawdzięczam mu dwie role: Pietruszki i jąkającej się Marchewki -opowiada Marcin Kęszycki, aktor Teatru Ósmego Dnia. W SFA organizował też jedne z pierwszych w Poznaniu pokazów filmów wydanych przez niezależne oficyny.

Zanim zaczął pracę w IPN, był przez kilka lat szefem poznańskiego oddziału NIK. - Strasznie mnie wtedy zawiódł, bo liczyłam, że po starej znajomości uda mi się z niego raz po raz wydobyć jakąś cenną informację. Niestety, nie mogłam liczyć na żadne względy - wspomina Nina Nowakowska, dziennikarka Radia Merkury, która w latach 80. współtworzyła z Adamskim podziemny periodyk polityczny "Czas". - To pismo wychodziło bardzo nieregularnie z powodu pedanterii i niezwykłej skrupulatności Irka, który zawsze chciał wszystko dopiąć na ostatni guzik. Czasami nas tym wkurzał - opowiada Nowakowska.

Za podziemną działalność, zwłaszcza w stanie wojennym w 2002 roku, dostał od Ministra Kultury i Sztuki odznaczenie "Zasłużony Działacz Kultury".

Za granicę po raz pierwszy wyjechał w 1988 roku. W Paryżu poznał wtedy m. in. Jerzego Giedroycia, twórcę "Kultury", i Zdzisława Najdera, byłego szefa sekcji polskiej Radia Wolna Europa. - Z Najderem spotkałem się w gmachu Biblioteki Polskiej, przy biurku, przy którym niegdyś siadywał Adam Mickiewicz - wspomina dziś Adamski.

W pracy jest surowy i wymagający, ale wobec podwładnych nigdy nie podejmuje pochopnych decyzji. Po pracy chętnie słucha muzyki, zwłaszcza jazzu - jest stałym bywalcem Blue Note i Filharmonii. Lubi też siostry Sistars. Ich talent odkrył jeszcze, zanim doceniła go cała Polska. Opowiada o tym Tadeusz Żukowski, przyjaciel, a obecnie również asystent szefa poznańskiego IPN: - W maju ubiegłego roku zobaczyłem siostry Sistars na plaży w Świnoujściu. Wybrałem więc numer do Adamskiego i komórkę podałem Paulince. Rozmawiali chyba z 15 minut. Myślałem, że Irek jej schlebia, ale okazało się, że surowo gani i radzi, co robić, by śpiewać lepiej. Ale na pożegnanie powiedział, że są genialne.

Żukowski dodaje: - Jego pasją jest monolog, ale z czasem coraz bardziej rozumie potrzebę powściągania swojego ja. Sam Adamski pośrednio się do tej słabości przyznaje: - Kiedyś podczas koncertu tłumaczyłem mojej przyjaciółce technikę gry na fortepianie lewą ręką, podkreślając niezwykłą w tym względzie zręczność Adama Makowicza. Miała dziwna minę, więc ciągnąłem dalej, bo sądziłem, że nic nie rozumie. Wytrzymała to dzielnie, a dzień później powiedziała mi, że oprócz uniwersytetu, skończyła też konserwatorium w klasie fortepianu. Wykład zrobił jednak duże wrażenie - do dziś ponoć dyplomowana pianistka nie może uwierzyć, że prelegent wcale nie ma muzycznego wykształcenia.

  • Irek jest niezwykle delikatny i taktowny, zawsze zachowuje się tak, by swoim zachowaniem nikogo nie postawić w niezręcznej sytuacji - zauważa Janusz Pałubicki, były minister, koordynator ds. służb specjalnych w rządzie Jerzego Buzka, dawny działacz "Solidarności".

Jest uważany za osobę bardzo towarzyską, ale cechę tę ujawnia tylko sprawdzonym przyjaciołom. - A sprawdza ich długo, czasem 10, a czasem nawet 20 lat - zdradza Żukowski. Również dowcip Adamskiego nie wszystkim jest znany. - Zapewniam jednak, że ma ogromne poczucie humoru - przekonuje Żukowski. Zdarza się np., że dla żartu rodem z powieści Hrabala chodzimy po pracy do wildeckiego baru mlecznego Muszelka. Ale tylko wtedy, gdy jesteśmy w garniturach. Wtedy organizujemy szybkie zawody - wygrywa ten, kto nie pobrudzi krawata.

Adamski jest stanu wolnego, ale - zdaniem przyjaciół - stan ten niebawem może się zmienić. Póki co jednak, szef IPN-u osobiście zajmuje się gotowaniem, a jedyne naczynie, w którym umie coś przyrządzić, to wok, za smak potrawy zależy od tego, co akurat znajdzie się w lodówce.

Ma duszę artysty. Jest właścicielem olbrzymiej filmoteki, płytoteki, a zwłaszcza biblioteki. - To jeden z najwspanialszych prywatnych zbiorów książek w Poznaniu - twierdzi Jaromir Jedliński, krytyk sztuki i przyjaciel. A Marcin Kęszycki dodaje: - W tych jego książkach poutykane są papierowe zakładki, które sugerują, że Irek to wszystko przeczytał. Myśl o tym nieustannie napawa mnie przerażeniem. Obawy Kęszyckiego są chyba uzasadnione, bo na niezwykłą erudycję szefa poznańskiego IPN uwagę zwraca każdy, kto go zna. - Nie zdziwiłbym się, gdyby nagle został ministrem kultury - puentuje Jedliński.
Maria Konieczna (11-02-2005 18:41)
Źródło: Artykuł archiwalny; Poznań